Czy możemy się porozumieć się i współdziałać, jeśli należymy do różnych narodów i mówimy różnymi językami 

Od trzech lat żyjemy w świecie, na który składają się zmienność, niepewność, złożoność i niejednoznaczność. To najbardziej stałe elementy naszej codzienności. Wciąż borykamy się z pandemią COVID-19 i chociaż etap ostrego stresu związanego z pojawieniem się na świecie tej choroby mamy już za sobą (nie da się bowiem funkcjonować w stanie permanentnego zagrożenia), to trudno mówić o pełnym przystosowaniu, a co dopiero – komforcie i poczuciu bezpieczeństwa. Teraz do czynników składających się na codzienny stres i niepewność doszedł jeszcze jeden, potężny i nagły: wojna tocząca się tuż za naszą wschodnią granicą. 

Straż Graniczna informuje, że od 24 lutego, czyli od rozpoczęcia rosyjskiej agresji na Ukrainę, polsko-ukraińską granicę przekroczyło prawie 1,7 miliona uchodźców uciekających przed wojną. Mężczyzn, kobiet i dzieci – przerażonych, niepewnych swojego losu, borykających się z ostrą reakcją na stres, która u wielu z nich może rozwinąć się w zespół stresu pourazowego, potrzebujących zaspokojenia elementarnych potrzeb: jedzenia, picia, ochrony przed chłodem, dachu nad głową i podstawowego poczucia bezpieczeństwa. 

Problem bariery językowej 

Ukraińskie dzieci już się pojawiły w wielu polskich szkołach. Do wielu wyzwań związanych z tą sytuacją należą ułatwienie tym dzieciom integracji z rówieśnikami z klas, do których trafią, i z całą społecznością szkolną, a także troska, by nie były one narażone na dyskryminację związaną z ich narodowością, zwłaszcza w środowiskach, gdzie występują poglądy nacjonalistyczne i ksenofobiczne. Ochrony mogą wymagać także uczniowie z Rosji i Białorusi, którzy już uczęszczają do szkół – jeśli agresja ich krajów zostanie z nimi skojarzona i im przypisana. Istnieje teraz duże prawdopodobieństwo uaktywnienia się stereotypowego postrzegania dzieci będących przedstawicielami różnych narodowości i – w związku z tym – wzrostu uprzedzeń, a także wrogich lub dyskryminujących zachowań. 

Jedną z podstawowych trudności w integrowaniu się z polskimi rówieśnikami i adaptowaniu do sytuacji stanowi bariera językowa. Ukraińskie dzieci i nastolatki niekoniecznie znają język polski, nie wiemy, ile z nich posługuje się innymi językami obcymi, chociażby współczesną łaciną, czyli angielskim. Polscy uczniowie w większości nie znają ukraińskiego lub rosyjskiego, chyba że mieli okazję uczyć się tych języków w ramach zajęć. Trzeba też pamiętać, że nawet znajomość języka na poziomie komunikacyjnym może nie tylko nie wystarczać uczniom do korzystania z nauki, lecz także uniemożliwiać płynne wyrażanie swoich emocji i potrzeb. 

Dla nastolatków, dla których grupa rówieśnicza stanowi najważniejszy punkt odniesienia, a akceptacja kolegów i koleżanek jest najważniejszą potrzebą rozwojową, nieznajomość lub niewystarczająca znajomość wyrażeń potocznych czy młodzieżowego slangu może stanowić problem znacznie istotniejszy niż trudność z przyswojeniem materiału szkolnego w obcym języku. 

Przynależność do grupy – podstawowa potrzeba nastolatka 

Wpływ grupy rówieśniczej zaznacza się w rozwoju i procesie wychowania niezwykle wcześnie. Już w trzecim roku życia dzieci łączą się w małe grupy dla wspólnej zabawy. Jednak w okresie adolescencji i we wczesnej dorosłości poczucie przynależności do grupy rówieśniczej i potrzeba bycia przez nią zaakceptowanym są szczególnie silne. To czas, kiedy młodzi ludzie próbują odpowiedzieć sobie na najważniejsze pytania egzystencjalne: Kim jestem? Kim chcę być w dorosłości? Co jest dla mnie ważne? Jakimi zasadami chcę się kierować? 

Grupa stanowi dla nastolatka najważniejszy punkt odniesienia. Wartości niesione przez grupę, do której się należy, stają się nie tylko fundamentem osobistej hierarchii wartości dorastających młodych ludzi, lecz także elementem ich tożsamości. Możliwość włączenia do grupy koleżanek i kolegów jest warunkiem niezbędnym do prawidłowego rozwoju. 

Właśnie z tego powodu należy szczególnie zadbać o dzieci i młodzież, które trafiły do naszego kraju w poszukiwaniu schronienia przed działaniami wojennymi. Umożliwienie im integracji z rówieśnikami i zaadaptowania się do nowego środowiska jest konieczne, by mogli się prawidłowo rozwijać, korzystać ze swojego potencjału, cieszyć się swoim towarzystwem i... zdrowiem psychicznym. 

Czy to możliwe bez wzajemnej znajomości swoich języków? 

Kiedy myślałam o kwestiach integracji ukraińskich dzieci i nastolatków, które przyjechały do Polski w większości bez znajomości polskiego, i zastanawiałam się nad tym, czy w takiej sytuacji ich wejście do grupy rówieśników, znalezienie kolegów i koleżanek oraz realizacja naturalnych potrzeb rozwojowych są realne do zrealizowania, uświadomiłam sobie ważną rzecz. 

Nie tylko wiem, że dogadanie się z innymi młodymi ludźmi w podobnym wieku bez znajomości swoich języków jest możliwe. Wiem też, jak to zrobić. A wiem, ponieważ kiedyś jako osiemnastolatka miałam okazję znaleźć się w takiej międzynarodowej grupie. 

W Ukrainie bez ukraińskiego 

Działo się to dawno, dawno temu, gdy nawet nie podejrzewałam, że będę studiować psychologię i że zostanę psychologiem. Chciałam studiować biologię. W Oświęcimiu, mieście, w którym się urodziłam i mieszkałam, działało (i działa nadal) niezwykłe miejsce: Międzynarodowy Dom Spotkań Młodzieży (MDSM / IJBS – International Youth Meeting Centre). MDSM stanowi forum wymiany myśli i porozumienia między narodami, promuje dialog ponad granicami kulturowymi i społecznymi. 

Jest miejscem rzeczywistych spotkań młodych ludzi z różnych krajów: Polski, Niemiec, Izraela, Włoch, Ukrainy, Norwegii, Austrii. Poznają się tam przy najróżniejszych okazjach: na warsztatach, seminariach, konferencjach i grupowych wyjazdach studyjnych i wspólnie realizują różne projekty, by uczyć się otwartości, tolerancji wobec inności, przeciwdziałania rasizmowi i antysemityzmowi oraz różnym innym przejawom wykluczenia i dyskryminacji. 

Bardzo lubiłam tam przychodzić, podobnie jak wielu moich znajomych i rówieśników. Właśnie ukończyłam trzecią klasę liceum i niedawno stałam się pełnoletnia, kiedy dostałam możliwość uczestnictwa w jednym z wyjazdów studyjnych. Pojechaliśmy w mieszanej polsko-niemieckiej grupie do Ukrainy, która zaledwie rok wcześniej uzyskała niepodległość. Na miejscu, w Łucku spotkaliśmy się z młodymi ludźmi stamtąd. Mieliśmy się poznawać i integrować, a naszym zadaniem była wspólna praca przy renowacji ukraińskich kościołów, które w czasach komunistycznego reżimu niszczały lub były wykorzystywane jako magazyny. 

Pracowaliśmy ciężko. Wynosiliśmy gruz i śmieci z kościelnych piwnic, odnawialiśmy i czyściliśmy zabrudzone i poszarzałe ściany. Nie było to łatwe zadanie, wymagało nie tylko siły fizycznej i wytrwałości, lecz także porozumienia się z pozostałymi członkami grupy. Ktoś czyścił, ktoś niósł narzędzia, ktoś wspinał się po schodach, by wynieść śmieci na górę, ktoś go podtrzymywał, ktoś podawał pojemnik z gruzem. Trzeba było odłożyć obawy przed mówieniem i dogadywać się tak, jak kto potrafił. Musieliśmy rozmawiać. Inaczej się nie dało. 

Niektóre osoby z polskiej grupy znały lepiej lub gorzej niemiecki (lekcje w szkole bardzo się przydały), niektórzy posługiwali się angielskim, jeszcze ktoś pamiętał ze szkoły kilka rosyjskich zwrotów, a ktoś inny nie znał żadnego obcego języka. Z młodymi Niemcami i Niemkami mogliśmy porozumieć się po niemiecku, większość z nich znała angielski. Kilka osób z ukraińskiej grupy mówiło ciut po angielsku, pewne słowa są podobne w polskim i ukraińskim, a co do rosyjskiego, to choć Ukraińcy go znali, to niektórzy z nich nie chcieli się nim posługiwać. 

Bywało trudno, ale i zabawnie. Do dziś pamiętam jeden ze zwrotów, który zagościł w naszym polsko-niemiecko-ukraińskim slangu: alles очень okay (wszystko bardzo dobrze) i często służył jako komentarz podsumowujący samopoczucie, pracowity dzień czy też wyjątkowo udane wykonanie jakiegoś kawałka na gitarze. Bo nie tylko pracowaliśmy. Bywaliśmy bardzo zmęczeni. W sklepach brakowało podstawowych produktów, nie wspominając o atrakcjach, takich jak batoniki czy napoje. Czasami zdarzały się przerwy w dostawie wody. Ale było też mnóstwo czasu na wzajemne poznawanie się, poważne rozmowy, zabawy i żarty. We wszystkich językach, w jakich się dało – a czasem bez słów, które okazywały się niepotrzebne. 

Przed wyjazdem opracowaliśmy w MDSM słowniczki dla uczestników zawierające podstawowe sformułowania i słowa we wszystkich trzech językach. O ile pamiętam, nigdy nie skorzystaliśmy z tych staranie przygotowanych karteczek. 

Wyjazd był znakomitą szkołą porozumiewania się ponad podziałami, poza nieznajomością języka, poza miejscem zamieszkania, poza przynależnością narodową. Mieliśmy zadanie do wykonania, niezależnie od trudnej i skomplikowanej historii, jaką miały za sobą nasze narody. Po roku powtórzyliśmy to przedsięwzięcie. 

Utwierdziłam się wtedy w przekonaniu, że stereotypy nie mają racji bytu. Są nie tyle niesprawiedliwe, co po prostu nieprawdziwe. Niemcy byli różni, Ukraińcy byli różni, Polacy też byli różni. Niektórzy sympatyczni, inni wredni, niektórzy chętni do współpracy, inni nastawieni samolubnie i na własną wygodę. Ktoś lepiej czyścił ściany, bo był precyzyjny, a inny ktoś miał siłę nosić taczki z gruzem. Ktoś był milczący, ktoś gadatliwy, ktoś umiał śpiewać, ktoś grał na gitarze, ktoś wolał siedzieć z boku. Miałam 19 lat i zapamiętałam tę lekcję na zawsze. 

Jaskinia zbójców – jak niwelować konflikty i uprzedzenia 

Kiedy podjęłam studia psychologiczne (jednak nie zdecydowałam się na biologię), dowiedziałam się, że psychologia społeczna od dawna stara się odpowiedzieć na pytania o to, co jest źródłem uprzedzeń, jak powstają konflikty i jak je niwelować. 

Jednym z najbardziej znanych eksperymentów, które dotyczyły tych zagadnień, było przedsięwzięcie amerykańskiego psychologa Muzafera Sherifa, znane dziś jako „jaskinia zbójców”, od nazwy parku, w którym się odbyło. 

Dwie grupy dwunastoletnich skautów przewieziono osobno na miejsce eksperymentu i w każdej z nich starano się wytworzyć silną tożsamość grupową i wewnątrzgrupową solidarność. Członkowie grupy mieli wykonywać zadania, które sprawiały, że czuli się coraz bardziej związani ze swoją grupą. Gdy już każda z grup wykazywała silne poczucie przynależności, obie zostały zaangażowane w aktywności mające na celu wywołać i wzmocnić wzajemną rywalizację. 

Okazało się, że uczestnicy dość szybko zaczęli się zachowywać wrogo wobec „obcych”. Pojawiły się również „stereotypy” na temat „obcych”. Członków własnej grupy oceniano jako przyjacielskich i odważnych, natomiast członkom grupy konkurencyjnej przypisywano cechy zdecydowanie negatywne, jak na przykład przebiegłość, brak rozwagi i ochoty do współpracy, i darzono ich niechęcią. Rywalizacja i uprzedzenia doprowadziły do nieprzyjemnych incydentów, a nawet bójek pomiędzy grupami. 

W ostatniej fazie eksperymentu badacze zadbali o ponowne spotkanie grup. Jednak przebywanie na tym samym terenie, a nawet wspólne zabawy nie powodowały zmniejszenia się wrogiego nastawienia. Dopiero, gdy eksperymentatorzy wywołali w obu grupach poczucie zagrożenia i konieczność podjęcia szybkich, wspólnych działań, wzajemna niechęć zaczęła się zmniejszać. 

Sposobem na zredukowanie uprzedzeń, na zweryfikowanie stereotypów na temat członków przeciwnej grupy i na redukcję konfliktu okazała się konieczność współpracy przy zadaniach, których żadna z grup nie mogłaby wykonać samodzielnie. Zintegrował je wspólny cel wymagający współdziałania. Uprzedzenia stopniowo się zmniejszają, aż w końcu znikają całkowicie, jeśli ludzie są zmuszeni do wspólnego rozwiązywania problemów. 

Szkolna jaskinia zbójców 

Doświadczenie opisane przez Muzafera Sherifa i wspomnienia ze studyjnego pobytu w Ukrainie w gruncie rzeczy opowiadają o tym samym. Potwierdzają wspólną intuicję dotyczącą czynników łączących ludzi ponad podziałami i ponad trudnościami (takimi jak bariera językowa). 

Co prawda, podczas wyjazdów studyjnych nikt z organizatorów nie skłóca specjalnie uczestników, aby następnie ich ze sobą pogodzić i skłonić do współdziałania, jednak stereotypy czy uprzedzenia mogą występować jako pozostałość zbiorowej historii kilku narodów żyjących po sąsiedzku i splecionych trudnymi, bolesnymi wydarzeniami z przeszłości, a tak właśnie jest w przypadku Polaków i Niemców czy Polaków i Ukraińców. 

Jednak nawet skomplikowana historia nie musi dzielić narodów raz na zawsze. Sprawdzą się wszystkie zajęcia i przedsięwzięcia wymagające współdziałania, a także takie, które dają poczucie robienia razem czegoś pożytecznego, jak na przykład wspólny wolontariat. Oczywiście może się przydać słowniczek najważniejszych zwrotów, ale jak wskazuje doświadczenie, nie jest on niezbędny. Jak widać, w warunkach szkolnych można jak najbardziej skorzystać z wniosków zaproponowanych przez psychologię społeczną i sprawdzonych wielokrotnie w praktycznych działaniach, których celem jest integracja dzieci i nastolatków. Nawet jeśli mamy do czynienia z przedstawicielami różnych narodowości, którzy nie mówią tymi samymi językami. 

Elżbieta Grabarczyk 
Psycholog z ponaddwudziestoletnim doświadczeniem w pracy terapeutycznej i szkoleniowej, certyfikowana specjalistka psychoterapii uzależnień i mediatorka. Przez wiele lat prowadziła warsztaty profilaktyczne z obszaru profilaktyki uzależnień, radzenia sobie ze stresem oraz budowania satysfakcjonujących relacji dla młodzieży szkolnej, a także szkolenia i wykłady dla nauczycieli z zakresu metod aktywizujących, doskonalenia umiejętności interpersonalnych, rozwiązywania konfliktów oraz mechanizmów procesu grupowego w pracy z klasą. Była również psychologiem szkolnym. Obecnie prowadzi własny gabinet psychologiczny i współpracuje z ośrodkiem terapii uzależnień dla osób dorosłych.