Jak zachęcić dzieci do czytania? Jak wspierać relację dziecko – książka? Jakie patenty opracowali Państwo po to, by skłonić dzieci do sięgnięcia po książkę? Podzielcie się swoimi pomysłami! Poniżej pomysły nauczycieli, bibliotekarzy i rodziców. Ciekawe, który okaże się najskuteczniejszy.

Natalia Skorupka, mama z Sandomierza

Jestem mamą siedmioletniej Różyczki. Od zawsze kochałam Muminki i nawet jak byłam w ciąży, to czytałam swojemu dziecku ulubione fragmenty. Potem próbowałam wielokrotnie czytać jej Muminki przed snem, ale moja Róża jest bardzo delikatna i się bała. W zeszłym roku, gdy Różyczka rozpoczęła swoja przygodę z czytaniem znowu usiłowałam ją na Muminki namówić. Bezskutecznie. Moja wina, za wcześnie zaczęłam. Dlatego w tym roku postanowiłam zadziałać. U nas w domu wisi sporo rodzinnych fotografii. Trochę się napracowałam, ale wydrukowałam kilka obrazków z Mamą Muminka, Małą Mi i Włóczykijem, a nawet zrobiłam fotomontaż, czyli siebie w otoczeniu Muminków, wsadziłam w ramki i poustawiałam w całym domu. Bez słowa. Już następnego dnia Róża zapytała o pierwszą z fotografii. Powiedziałam jej, że jak się kocha jakichś bohaterów z książek, to oni są jak rodzina i stają się nieomal prawdziwi i opowiedziałam ze dwie przygody, w których uczestniczyła Mała Mi. Przez kilka tygodni moja córka pytała o kolejnych bohaterów. Trochę jej opowiadałam, ale mało. Mówiłam:  - ale co tam było dalej to już sama musisz sprawdzić.

I pewnego dnia Róża wymyśliła, żeby przy „fotografiach” poustawiać te tomy Muminków, które najbardziej pasują do postaci. A jak kilka dni potem usłyszałam, jak moja córka czyta powoli początek jednej z książek to mi się zrobiło tak ciepło na sercu...

 

Jestem pewna, że pierwszym zadaniem dorosłych jest rezygnacja z przekonania, że dzieci powinny czytać… bo tak. Bo „czytanie jest ważne”, bo „wykształcony człowiek powinien czytać”, bo „książki są bardziej wartościowe niż inne zajęcia”.

Czytanie jest po prostu ogromnie przyjemne. Od tego zacznijmy, to pokazujmy dzieciom. Zastanówmy się, dlaczego my sami czytamy. Czy wieczorem, po trudnym dniu, sięgamy po książkę dlatego, że tak należy? Czy raczej dlatego, że chcemy oderwać myśli od bieżących spraw i przywołać inne obrazy, skojarzenia, emocje, niż te, które towarzyszą nam na co dzień?

Anna Maria Czernow, badaczka literatury dla dzieci i młodzieży, prezeska Polskiej Sekcji IBBY

 

Regina Stolarczyk, nauczycielka z Krakowa

U nas w szkole zawsze były konkursy recytatorskie. To taka tradycja szkoły i nawet kilku jej uczniów zostało aktorami. I u nas nieco więcej uczniów, niż w innych szkołach angażuje się i czyta poezję. Kilka lat temu zauważyliśmy, że dzieciaki, szczególnie ze starszych klas mniej chętnie uczestniczą w konkursach. Młodszym to pomagają rodzice, a ci starsi nawet nie mówią w domu o konkursie, żeby rodzice nie naciskali. Dlatego wymyśliłam i jestem z tego dumna, że oprócz nagród za interpretację mamy dodatkowe, fajne nagrody za wybór wiersza. Ciekawe, nieoczywiste wybory są nagradzane. Nieważna jest sława poety. Jest tylko bardzo ogólne hasło (w zeszłym roku to był „człowiek”, dwa lata temu „Jesień” w tym stawiamy na „Naturę”) i dzieciaki mają miesiąc, żeby cos fajnego wybrać. Pojawiły się nawet dodatkowe lekcje, bo uczniowie koniecznie chcieli podzielić się z resztą swoimi wyborami. Na tych lekcjach wiersze są czytane, nie deklamowane. Podczas pierwszej edycji tego zmienionego konkursu uczniowie wybierali głównie dowcipne wiersze, w drugiej pojawiły się już poważniejsze treści. Biblioteka w październiku pęka nam w szwach. Dzieciaki czytają masowo poezję. Nasza bibliotekarka już we wrześniu wyciąga na główna półkę wszystkie tomiki z wierszami, jakie nasza biblioteka posiada i dzieci to czytają!!!

Robert Kulebiak, tata z Gdyni

Nazywam się Robert Kulebiak i jestem ojcem trójki dziewcząt. Teraz najstarsza to ma już 16 lat (a najmłodsza 11). Nigdy nie musiałem ich zachęcać do czytania. Mamy w domu stały wyścig, kto przeczyta więcej. Ale to dlatego, tak myślę, ze ja z żoną tez zawsze mieliśmy takie małe współzawodnictwo. Było mi smutno, ze dziewczyny czytają to, co same sobie podsuwają lub to, co proponuje im żona. Na moje pomysły reagują oporem. A ja mam same córki i zawsze marzyłem, by z kimś pogadać o Przygodach Tomka czy Pana Samochodzika. No i w końcu, na moje 45 urodziny dziewczyny dogadały się, że każda przeczyta jakąś moją książę z dzieciństwa. W prezencie. To były wspaniałe urodziny, córki czytały mi swoje ulubione fragmenty. Byłem naprawdę szczęśliwy. Ale widziałem, że to nie sprawiło im takiej frajdy, jak mnie. Najgorsze zaczęło się już dzień po urodzinach. Gdy wróciłem do domu zastałem moje dziewczyny jak zaśmiewały się do łez z powodu moich ukochanych książek. Okazało się, że zaznaczyły sobie te fragmenty, które rozbawiły je najbardziej. I muszę to powiedzieć, to były też te teksty, które zapadły mi w pamięć w dzieciństwie. Ja byłem nimi poruszony, moje córki pękały ze śmiechu. Zrobiło mi się przykro, ale potem zrozumiałem, ze współczesne dzieciaki tak to odbierają. Nie ma wyjścia. Spojrzałem na nowo na stare opowieści i zrozumiałem, że to moje dzieci mogą mnie nauczyć, jak patrzeć na świat dzisiaj i że nie wszystko, co było fajne 30 lat temu jest fajne dziś.

 

Czytanie to jest złożona umiejętność. Sam fakt, że ktoś potrafi składać litery w słowa, jeszcze nie oznacza, że umie przeczytać książkę. Lubię takie porównanie: czytanie jest jak bieg w maratonie. Gdybym teraz stanęła do maratonu, to padłabym martwa po drugim kilometrze. Nie mam treningu, nie umiem skoordynować oddechu z ruchem, nie mam kondycji. Ale jeśli zacznę ćwiczyć, pomału, codziennie, to z czasem bieganie może się stać nawykiem i przyjemnością.

Anna Maria Czernow, badaczka literatury dla dzieci i młodzieży, prezeska Polskiej Sekcji IBBY

Jeśli wiesz, co zrobić, żeby dziecko z radością sięgnęło po książkę, napisz do nas. Najciekawsze pomysły opublikujemy na tutaj oraz na Świerszczykowym Facebooku.

Zobacz także