Trudna lekcja systematyczności

Specjalne potrzeby edukacyjne wiążą się często z koniecznością zaangażowania rodziców w proces terapeutyczny. Jak to robić z sukcesem, podpowiada Anna Tulczyńska, psychoterapeutka

Każda terapia to wyzwanie...

…dla dziecka, rodzica i terapeuty. Bo bardzo często wiąże się z koniecznością nie tylko przychodzenia na zajęcia i ćwiczenia na nich, lecz także z pracą w domu. I to właśnie ona jest największym wyzwaniem, gdyż oznacza dodatkowe obowiązki dla dziecka i rodzica. Żmudna, systematyczna praca. Dlatego tak ważne jest, by terapeucie udało się wypracować model skrojony na miarę potrzeb i możliwości tej konkretnej rodziny.

 

Dlaczego możliwości? Chyba najważniejsze są potrzeby dziecka?

Ponieważ wbrew pozorom właśnie zrozumienie i akceptacja tych możliwości to największe wyzwanie terapeuty. Bardzo łatwo wręczyć listę zadań do przećwiczenia w domu, ale to nie wystarczy. Najważniejsza jest relacja i porozumienie z rodzicem, jaka część tej listy ma szansę być zrealizowana. Kluczowe w angażowaniu rodzica w ćwiczenia w domu jest zrozumienie, że po pierwsze nie jest on terapeutą – i co za tym idzie, ma prawo nie rozumieć ćwiczeń i ich sensu, nie wiedzieć, jak je poprawnie wykonać, mieć swoje obawy i wątpliwości. A po drugie, że nie ma on możliwości na poświęcenie 100 procent uwagi na domowe ćwiczenia. Już w pierwszej rozmowie trzeba dać rodzicowi pewność, że niczego od niego nie wymagamy, chcemy raczej znaleźć wspólną drogę i razem umówić się na działania, które rodzina chce podjąć.

 

Czemu tak ważne jest szukanie wspólnych rozwiązań?

Tylko wtedy uda nam się harmonijnie współdziałać. Rodzic, który ma poczucie, że terapeuta go do czegoś zmusza albo wymaga od niego rzeczy, na które on nie ma przestrzeni, zamyka się i zaczyna unikać kontaktu, a to najprostsza droga do zaprzepaszczenia pracy terapeutycznej. Jej sensem jest harmonijna współpraca na linii dziecko–rodzic–terapeuta. Bo przecież to trójkąt ekspertów. Dziecko to ekspert, który zna siebie i swoje potrzeby, rodzic to ekspert, który zna swoją rodzinę, swoje dziecko i swoje możliwości – czasowe, przestrzenne, emocjonalne, a terapeuta to ekspert, który zna metodykę pracy. Praca w domu ma wynikać z ustaleń tych trzech „specjalistów”.

 

Czy to znaczy, że dziecko też powinno być partnerem w ustalaniu planu terapeutycznego?

Tak, choć oczywiście w ograniczonym stopniu. Za to powinno mieć poczucie sprawstwa, choćby na poziomie podstawowym: czy woli ćwiczyć teraz, czy za 10 minut, czy najpierw chciałoby wykonać to, a może inne zadanie. Powinno mieć poczucie, że coś od niego zależy, a co za tym idzie, czuć się bardziej odpowiedzialne za swoje działania. Z pewnością dziecko nie powinno podejmować decyzji, czy w ogóle ćwiczyć, bo jeśli jest taka konieczność, to nie należy z nią dyskutować.

 

Czyli nawet jeśli nie chce, to zmuszać je do tego?

Absolutnie nie! Siłą niczego nie wskóramy. Zmuszanie to najlepsza droga do zniechęcenia dziecka do ćwiczeń i także do zerwania relacji rodzic–dziecko. Raczej trzeba szukać sposobu. I tu znów wracamy do dobrej komunikacji z terapeutą. Jeśli jakieś ćwiczenia domowe nie wychodzą, to trzeba o tym rozmawiać i szukać innych form, które sprawdzą się lepiej. Najważniejsze, żeby terapeuta i rodzic byli otwarci w komunikacji. To, że nie udaje się czegoś przeprowadzić w domu, nie oznacza przecież, że jesteśmy kiepskimi rodzicami i nie radzimy sobie z dzieckiem. To tylko informacja, że trzeba szukać innych rozwiązań, innych form działań.

Rozmawiała Magdalena Kozińska

Anna Tulczyńska - psycholog, psychoterapeutka, socjoterapeutka.
Autorka licznych publikacji poradnikowych dla nauczycieli i rodziców.