Marzenia się nie spełniają – marzenia się spełnia!

Marzenia dają radość i nadzieję; pozwalają złapać wiatr w żagle i rozwinąć skrzydła.

Skąd się biorą dziecięce marzenia? Jak podchodzić do fantastycznych wizji kilkulatka? Czy bujanie w obłokach przynosi wymierne korzyści? I wreszcie: jak sprawić, by marzenia się spełniły?

Marzenia dają radość i nadzieję; pozwalają złapać wiatr w żagle i rozwinąć skrzydła. Są siłą napędową naszego życia, szczyptą magii, którą dodajemy do codzienności. W naturalny sposób zaprzątają głowy dzieci, a jeśli tym dzieciom pozwolimy wierzyć w moc wyobraźni – przydadzą uroku także ich dorosłemu życiu.

Jak sprawić, by wyśnione szczęście stało się realne? Oto krótka recepta: spełniać marzenia, nie czekać, aż spełnią się same! Jednak radę tę wypadałoby rozwinąć i umotywować.

Kto buja w obłokach?

Neurobiolodzy tłumaczą, że zdolność snucia marzeń odróżnia człowieka od zwierząt i jest jednym z największych osiągnięć ewolucji. Kora przedczołowa ludzkiego mózgu to między innymi ośrodek myślenia abstrakcyjnego, planowania i refleksji oraz uczuć wyższych (bardziej złożonych niż strach przed wężem oraz przyjemność zjedzenia dobrego posiłku). Marzenia na jawie, fantazjowanie i bujanie w obłokach – to są właśnie zadania kory przedczołowej. Wyposażony w nią jest oczywiście już mózg noworodka, ale przez pierwsze lata życia centralny układ nerwowy dziecka rośnie i rozwija się dla ćwiczenia bardziej przyziemnych umiejętności. Drugi okres dynamicznych zmian w mózgu, szczególnie w korze przedczołowej (odpowiedzialnej także za kojarzenie, powściągliwość, ocenianie ryzyka), to czas dojrzewania i wczesnej dorosłości (nawet do ok. 24. roku życia). Zmienia się mózg, zmienia się też sposób myślenia. Początkowo myśli zaprząta głównie to, co dzieje się tu i teraz – mózg niemowlęcia i malucha reaguje głównie na bodźce. Dopiero z czasem pojawia się skłonność do wybiegania myślą w przód.

Wymyśleni przyjaciele przedszkolaka

Snucie marzeń ma inny wydźwięk i inne znaczenie na różnych etapach życia: w dzieciństwie, w okresie dojrzewania, w dorosłości. Małe dziecko nie umie odróżniać świata rzeczywistego od na przykład marzeń sennych bądź wyobrażonych wizji. Dwulatek może być absolutnie pewien, że odkurzacz go połknie, bowiem coś takiego przemknęło mu przez myśl. Przedszkolak może zaprzyjaźnić się z wymyślonym towarzyszem zabaw i jest całkowicie przekonany o jego istnieniu (czuje się nawet dotknięty sugestiami, że coś sobie wymyślił). Do 6.–7. roku życia dziecko korzysta z wyobrażeń, by lepiej rozumieć świat i móc ćwiczyć mowę (przypisywać wyobrażeniom odpowiednie nazwy). Dopiero potem powoli zaczyna odkrywać w sobie zdolność myślenia operacyjnego, która pomaga mu wchodzić w świat konkretów (np. liczb, figur, pojęć abstrakcyjnych).

Kilkulatek to człowiek czerpiący garściami ze świata wyobraźni. W kałuży widzi ocean, kot sąsiadów urasta w jego oczach do rozmiarów tygrysa, dinozaury z kosza z zabawkami budzą się do życia. Nocą tajemnicze cienie pod łóżkiem zmieniają się w potwory i są tak prawdziwe, że trzeba wołać rodziców na pomoc.

Na podbój bieguna północnego

Fantazjowanie ma wiele zalet, jeśli rodzice umiejętnie do niego podejdą. Skoro dziecko błyskawicznie przeskakuje ze świata rzeczywistego w świat wyobraźni, niemal każdą nudną czynność można zmienić w fascynującą przygodę! Droga do przedszkola może stać się wyprawą po skarb albo wędrówką na biegun północny. Obiad nie będzie już tylko posiłkiem, jeśli ziemniaczane góry zaleje lawa sosu, a bohater-widelec będzie próbował osaczyć narowiste pulpety. Przy myciu zębów można wyobrazić sobie, jak bakterie uciekają przed szczotką, a potem spływają do umywalki niczym rozbitkowie w górskim potoku.

Ale nie tylko o zabawę tu chodzi. Jeśli rodzice doceniają potencjał dziecięcej wyobraźni, mogą wspierać u dziecka kreatywność. Jak? Począwszy od klasycznego wypatrywania kształtów w chmurach (co czynił już Dyzio Marzyciel), poprzez tworzenie nieszablonowych prac plastycznych (np. metodą upcyclingu), aż po wymyślanie rozwiązań dla codziennych problemów.

Od odkrywcy do sceptyka

Dziecięce marzenia, których dorośli nie tłamszą, lecz podsycają, mogą dać nieoczekiwane rezultaty. Gdy genialny wynalazca Dominic Wilcox zwrócił się do dzieci z prośbą, by przesyłały do niego własnoręcznie sporządzone projekty najbardziej zwariowanych maszyn, został zasypany niesamowitymi propozycjami. Niesamowitymi także dlatego, że w wielu przypadkach pokazywały one nowatorskie pomysły na rozwiązanie problemów osób z niepełnosprawnością czy zapobieganie zagrożeniom ekologicznym. Dzieci, które bazują na swojej fantazji i nie myślą o tym, że „na pewno się nie uda”, wpadają na genialne idee. Dość powiedzieć, że kilkadziesiąt spośród kilkuset projektów zostało zrealizowanych.

Niczym nieskrępowana wyobraźnia z czasem zostaje nieco ujarzmiona przez rozwijającą się zdolność krytycznego myślenia. Dzieci dorośleją, zaczynają rozumieć prawa fizyki czy ekonomii, a przez to widzą pewne ograniczenia w spełnianiu najbardziej śmiałych fantazji. Ale nadal warto w nich podsycać zdolność marzenia. Bez niej nie sposób zostać artystą, inżynierem, sportowcem, odkrywcą, lekarzem, podróżnikiem, bez niej trudno też stawiać sobie życiowe cele i wyobrażać swoją przyszłość.

Teraz jednak rolą rodziców jest pomagać dziecku w określaniu założeń, planu działania i konsekwentnego realizowania marzeń. W ten sposób zmieniamy nierealne fantazje w całkiem konkretne zamierzenia.

Czy w ten sposób nie niszczymy zdolności swobodnego snucia wizji? Okazuje się, że nie. Dla doroślejącego i dorosłego człowieka, marzenia-plany są dużo lepsze niż samo wyobrażanie sobie, co by było, gdyby było.

Marzyciel skoncentrowany na zadaniu

Kiedy człowiek wchodzi w okres dojrzewania, jego emocje stają się chwiejne i łatwo o chwile zwątpienia. Wtedy snucie wielkich marzeń, nie popartych konkretnym planem działania, może skończyć się ponurym stwierdzeniem: „I tak mi się nie uda, jestem do niczego”. To naturalne, że młody człowiek w jednej chwili przecenia swoje siły, by za moment stracić do cna zapał i wiarę w siebie. Dobrze, jeśli ma pasję, która daje tak dużo satysfakcji, że nawet przy obniżonym nastroju i gorszej samoocenie, chce mu się ją realizować. Taką pasją może sport, taniec, rysunek, konstruowanie, gotowanie. Koncentrując się na działaniu, odrywając myśli od ponurych wizji, reguluje swoje emocje i wraca do marzeń, np. o pucharze Ligi Mistrzów.

Ale nie wszystkie marzenia są jasno określone. Zwykle młodzież formułuje swoje marzenia dość ogólnikowo i niekonkretnie. Podobnie zresztą postępują dorośli, którzy nie mają wytyczonej ścieżki. Mówią np.: „Chciałbym podróżować”. I nie robią nic, by to marzenie zrealizować.

Bo też nie bardzo wiadomo, jak się do tego zabrać, gdy cel jest tak mgławicowy.

Specjaliści od coachingu, psychologowie i terapeuci radzą swoim klientom, by jasno określali cel, drogę dojścia do niego, a także kryteria, po których poznamy, czy odnieśliśmy sukces. Cel powinien być prosty, mierzalny, osiągalny, istotny dla danej osoby i umiejscowiony w czasie. A zatem zamiast myśleć: „Chciałbym podróżować” należałoby określić na początek cel i datę pierwszej podróży, jej trasę i listę miejsc do odwiedzenia, a także zastanowić się, czy wszystkie te kryteria są zgodne z potrzebami, wartościami (i marzeniami) planującego. W przypadku podróży cel jest łatwo mierzalny – łatwo określić, czy gdzieś dojechaliśmy. Trudniejsze jest sprecyzowanie celu takiego, jak np. poprawa kondycji fizycznej czy bycie bardziej towarzyskim. Ale i to da się zmierzyć, dzięki ustaleniu kryteriów („po czym poznam, że moja kondycja jest lepsza? jak długo chcę móc biec bez zadyszki? ile pompek wykonam i w jakim czasie” albo „ile osób muszę poznać w konkretnym przedziale czasu i co z nimi robić, by mieć poczucie, że jestem towarzyski”)

I jeszcze jeden detal: bardzo prostym, a skutecznym zabiegiem, który pomaga w realizacji marzeń jest zmiana trybu warunkowego na oznajmujący. Nie „chciałbym”, ale „chcę”. Chcę, czyli mogę i zrobię.

Zamiast gruszek na wierzbie

Marzymy, czy nam się to podoba, czy nie. Jak wynika z badań przeprowadzonych przez Matthew A. Killingswortha i Daniela T. Gilberta z Uniwersytetu Harvarda ludzkie myśli uciekają od bieżących spraw nieustannie – częściej w stronę rzeczy miłych lub obojętnych, rzadziej do tego, co niemiłe. I co zaskakujące, takie snucie fantazji wcale nie poprawia nam humoru, nawet gdy myślimy o przyjemnościach. Dużo lepsze samopoczucie mają osoby, które koncentrują się na działaniu, niż te, które bujają w obłokach. Warto więc uczyć starsze dzieci, by puszczały wodze wyobraźni, ale także zastanawiały się, jak zrealizować zamiary. I żeby to robiły, wytrwale, dzień po dniu.

Na koniec zastanówmy się, jak pokazać dzieciom, że warto mieć głowę pełną marzeń i cieszyć się ich spełnianiem. Otóż recepta jest dość prosta: pokazywać, jak to się robi. Nie ma lepszego sposobu inspirowania niż modelowanie, czyli pokazywanie poprzez własny przykład, jak postępować. Rodzic, który mówi: „Chcę nauczyć się jeździć na rolkach”, a potem kupuje rolki, ochraniacze i kask, wychodzi na treningi, podnosi się po kolejnych upadkach, robi postępy, poprawia styl i w końcu czerpie z jazdy czystą radość, uczy dziecko, jak spełniać swoje marzenia. Bo one same - bez żadnych starań – po prostu się nie spełnią.